Po wczorajszym treningu na ściance wspinaczkowej dotarł do mnie bardzo ważny (dla mnie) fakt. Aktualnie coś, co jakieś dwa lata temu było dla mnie szczytem moich wspinaczkowych zmagań, czymś, do czego systematycznie robiłem atak szczytowy, dziś jest elementem mojej rozgrzewki, lub trzymając się nawiązań do wspinaczki wysokogórskiej, po prostu obozem bazowym. Jaki jest na to przepis?
Proces, a nie cel
I tutaj ponownie nawiąże do wspomnianej przeze mnie w poprzednim wpisie książki Jamesa Cleara - ,,Atomowe Nawyki”. W wyznaczaniu sobie nowych celów warto skupić się na procesie, a nie na samym celu. Doskonałym przykładem będą moje treningi. Zamiast wyznaczać sobie cel w postaci na przykład drogi wspinaczkowej o trudności 5b, po prostu stwierdziłem, że jestem osobą, która bardzo lubi sport, a w szczególności wspinaczkę. Gdybym wyznaczył sobie za cel zrobienie drogi o takiej wycenie, co stałoby się po spełnieniu tego celu? Zapewne wyznaczyłbym sobie nowy lub spoczął na laurach.
W moim przypadku, ponieważ uważam się za osobę kochającą się zmęczyć, a najbardziej zmęczyć na treningu wspinaczkowym, po prostu to robię. A ponieważ robię systematycznie, to że robię coraz trudniejsze rzeczy, jest najzwyczajniej efektem ubocznym mojej pasji.
PORÓWNANIE PROCESU:
WSPINANIE → CEL: DROGA 5B → ZROBIŁEM, I CO DALEJ? (możliwy spadek motywacji)
WSPINANIE → CEL: BYCIE AKTYWNYM SPORTOWO → DROGA 5B (jako efekt uboczny) → DALEJ UPRAWIAM SPORT
Jak to się ma do rehabilitacji?
Ważnym czynnikiem jest polubienie samego procesu rehabilitacji. Tutaj jest podobnie jak przy treningach wspinaczkowych. Ponieważ uważam się za osobę, która bardzo lubi sport, traktuję rehabilitację jako element treningu, który pomaga mi w byciu aktywnym fizycznie. I to właśnie chcę podkreślić, bo to kluczowy element mojego podejścia — rehabilitacja nie jest dla mnie oddzielną czynnością, którą niechętnie „muszę” wykonywać z powodu wypadku.
To po prostu jeden z elementów mojego treningu sportowego. Przecież gdybym nie uległ wypadkowi, i tak uprawiałbym dużo sportu. A to, czy są to zajęcia z trenerem personalnym, czy z rehabilitantką neurologiczną, nie ma dla mnie większego znaczenia. Efekt jest przecież podobny: mam zajęcia ze specjalistą, który pomaga mi w tym, bym mógł po prostu lepiej uprawiać sport.
Zobacz inne wpisy
Pryzmatyczne twarze
Twarz wydawała się znajoma, jednak nie mogłem sobie przypomnieć, kim jest… Gdy to usłyszał przedstawił się.
Super moce
„Rób albo nie rób – nie ma próbowania”. Czyli o wpływie Mistrza Yody na moją rehabilitację neurologiczną.
Relaksujący spacer
Niedawno przeżyłem wspaniałą przygodę. Po raz pierwszy od swojego wypadku byłem gdzieś sam. Jak było? Przeczytajcie sami.