Odkąd mieszkamy na wsi, jestem trochę uzależniony od samochodu. A właściwie - od kierowcy. Może się to kiedyś zmieni, może nie. Ćwiczę regularnie, ale wiem, że ruch drogowy bywa wymagający nawet dla osób w pełni sprawnych. Często więc organizuję sobie transport - pytam, umawiam. Lubię wieś. W upalne dni jest tu chłodniej, mamy dużo miejsca na spacery, można rozłożyć hamak i po prostu odpocząć. Po co więc wyjeżdżać do miasta?
Postanowiłem, że tym razem pojadę sam. W międzyczasie zacząłem pracę w Klastrze Innowacji Społecznych, więc uznałem, że to dobry moment, by trochę wyraźniej oddzielić życie zawodowe od prywatnego i spróbować wrócić do rytmu sprzed wypadku. Miejsce, z którego pracuję – a właściwie wynajmuję tam biurko – ma świetne połączenie ze szpitalem, więc wszystko dokładnie zaplanowałem i poinformowałem Justynę o swoim pomyśle.
Tuż przed wyjściem zapytała, czy nie lepiej byłoby pojechać razem autem – bo deszcz, bo wygodniej. Ale ja byłem zdecydowany. Chciałem sprawdzić, czy dam radę sam, prostą trasą, komunikacją miejską. Ostatecznie ustaliliśmy kompromis: pojedziemy razem, ale komunikacją, a ja będę przewodnikiem.
Justyna zniknęła w tłumie, a ja ruszyłem podekscytowany. Plan był dobry. Prawie. Nie zaplanowałem tylko, gdzie dokładnie znajduje się budynek i gabinet, do którego miałem trafić. Byłem jednak spokojny, miałem numer do lekarki, wiedziałem, że mogę kogoś zapytać, zadzwonić. W końcu spytałem Justynę, mojego dyskretnego anioła stróża czy pamięta, gdzie ostatnio byliśmy. Pamiętała. I tak właśnie działa moja hybryda samodzielności.
Czasem myślę, że to musi być trudne dla bliskich. Moje „zrywy” samodzielności zwykle się udają, ale wiem, że wywołują niepokój. Moja niepełnosprawność nie rzuca się w oczy. W przeciwieństwie do białej laski czy wózka, moja sytuacja wymaga zaufania. I to nie tylko z mojej strony.
Po niespełna 30 minutach byliśmy pod szpitalem. Plan wypalił. Na wizycie dowiedziałem się jeszcze jednej rzeczy, która mocno mnie zaskoczyła, ale o tym już w kolejnym wpisie.
Stay tuned!
Zobacz inne wpisy
Dawanie sobie w żyłę, by zobaczyć co mi siedzi w głowie
Carpe diem to wezwanie, by żyć tu i teraz, doceniać chwilę i nie polegać zbytnio na przyszłości.
Pamiętniki z wakacji
Ostatnie tygodnie były pełne obowiązków i spraw, które się na siebie nakładały. Od tego wszystkiego musiałem zrobić sobie przerwę.
Tam i z powrotem
Czyli opisanie mojej pierwszej w pełni samodzielnej „wyprawy” z domu do sklepu i z powrotem.