Tym razem chcę opisać coś, co coraz częściej zwraca moją uwagę – chodzi o różnicę między tym, jak czas naprawdę płynie, a jak ja go odbieram. Skupię się na poranku, bo to część dnia, którą mam najbardziej poukładaną.
Moja poranna rutyna
Wszystko zaczyna się od tego, że zaraz po przebudzeniu zażywam poranną dawkę leku na niedoczynność tarczycy i medytuję. Lek ten mam zażywać na czczo i przez pół godziny po zażyciu nie powinienem jeść. Ponieważ lubię porządkować swoje życie, a co za tym idzie optymalizować część jego elementów, by nie czekać bezczynnie, po zażyciu lekarstwa rozpoczynam 15-minutową sesję medytacji. Po medytacji schodzę na dół do kuchni, by przygotować sobie śniadanie i przygotować jedzenie dla zwierząt oraz przygotować sobie leki, które zażywam w trakcie jedzenia śniadania i te poranne, które po prostu zażywam po śniadaniu.
Niby nic – żadna z tych czynności nie jest szczególnie skomplikowana. Dzięki temu, że stały się moimi „atomowymi nawykami”, wykonuję je niemal automatycznie. Mimo to coraz częściej łapię się na tym, że choć mam wrażenie, że wszystko robię w ekspresowym tempie, to mój zachwyt nad oszczędzonym czasem nagle przerywa przypomnienie, że powinienem już zażyć leki po śniadaniu.
Przypomnienie
Pomimo tego, że ustawiłem harmonogram przyjmowania leków z dużym zapasem, alarm nieubłaganie przypomina mi, która jest godzina. I niemal za każdym razem zastanawiam się:
Jak to możliwe, że od zażycia leku na tarczycę minęła już cała godzina? Czy Wy też tak macie?
Może i faktycznie nie wymieniłem wszystkich czynności, które każdego ranka wykonuję odruchowo, ale często mam wtedy wrażenie, jakbym sam tkwił w miejscu, podczas gdy czas nieubłaganie pędzi do przodu. Próbowałem nawet kiedyś rozłożyć to wszystko na czynniki pierwsze: zażywam lekarstwo, potem 15 minut medytacji… a mimo to w ciągu 45 minut zazwyczaj nie jestem jeszcze gotowy z całą poranną rutyną. Nie jest jednak tak źle – zazwyczaj, gdy słyszę przypomnienie o lekach, jestem już bliski skończenia przygotowywania śniadania i kawy dla siebie i mojej małżonki.
Minęło prawie 3h
Dodam jeszcze jedną rzecz, którą zauważyłem. Kilka dni temu obudziłem się po czwartej nad ranem, bo musiałem skorzystać z toalety. Gdy wróciłem do łóżka, próbowałem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, szukając wygodnej pozycji. W końcu spojrzałem na zegarek – była już szósta z minutami. Nie mam pojęcia, co robiłem przez ten czas. Miałem wrażenie, że minęła najwyżej chwila.
Chwilę później poczułem burczenie w brzuchu i rozpocząłem swoją poranną rutynę, która – jak mi się zawsze wydawało – jest dobrze uporządkowana czasowo. Medytacja, która trwa u mnie 15 minut, potem przygotowania... Kiedy skończyłem i spojrzałem na zegar, była już siódma z hakiem. Czyli od momentu nocnej pobudki minęły prawie trzy godziny.
Rozłóżmy to logicznie: 15 minut na medytację, powiedzmy kolejne 15 na toaletę (choć to raczej zawyżona wartość), może jeszcze pół godziny na bezskuteczne próby zaśnięcia.
Co więc stało się z pozostałym czasem? Nie mam pojęcia.
I właśnie wtedy przyszła do mnie myśl: czas płynie nieubłaganie, dlatego warto żyć świadomie i cieszyć się każdą chwilą. Bo ta chwila, nawet jeśli przynosi radość, nie będzie trwać wiecznie. Bardzo nie chciałbym kiedyś obudzić się z podobnym uczuciem – tylko że zamiast dwóch zagubionych godzin, będą to dwa dekady, które minęły nie wiadomo kiedy.
Podsumowanie
Na koniec chciałbym nawiązać jeszcze do mojego wcześniejszego „pryzmatycznego” wpisu – wszystko zakończyło się pomyślnie! Okulary z nowo naklejonymi foliami pryzmatycznymi już do mnie wróciły. Co więcej, mam wrażenie, że korzysta mi się z nich nawet łatwiej niż wcześniej. Cieszy mnie to, tym bardziej że udało mi się rozwiązać ten problem niemal całkowicie samodzielnie. No… prawie – bo sam tych naklejek jednak nie naklejałem.
Zobacz inne wpisy
Wyznanie
Choć dotychczas mówiłem, że wszystko jest „w porządku”, zrozumiałem, że wiele rzeczy jednak mnie frustruje.
Atomowy nawyk
Tworzę ten wpis z samolotu którym lecimy właśnie do Paryża. Dotyczy on koncepcji nawyków i ich wpływu na nasze życie.
Szczere, miłe słowa
Wpis zachęca do szczerego mówienia innym miłych rzeczy – to prosta, a jednocześnie bardzo wartościowa praktyka.